Historia Krystyny

„Szczęśliwi, którzy mają czyste serce, ponieważ oni będą oglądać Boga”

(Mt 5, 8-9)

 

Kiedyś na warsztatach medytacji ze światłem zapytałam prowadzącego: „Jak mam żyć, żeby moje życie miało sens? Jak mam żyć, żeby być szczęśliwym człowiekiem?” Usłyszałam: „No… z tym szczęściem to jest różnie. Dla każdego człowieka szczęście to coś innego. Dla jednego to może być samochód, dla drugiego dom, a jeszcze dla innego doskonałe zdrowie”. Z jego słów nie byłam zadowolona. Usiadłam i pomyślałam: „Nie, nie, to nie jest szczęście, to są jakieś chwilowe radości”. To nie była odpowiedź na moje pytania.

Od zawsze szukałam sensu mojego życia. Jednak szukałam w miejscach, w których nie znajdowałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Seminaria rozwoju osobistego, medytacja ze światłem, warsztaty dotyczące wybaczania, Arima (kontaktowanie się z przywódcami duchowymi), kurs cudów, bioenergoterapia, radiestezja… To nie było nigdy coś, co by mnie w pełni zafascynowało.

Nie przyjmowałam do swojej świadomości, że człowiek rodzi się, uczy, pracuje… i umiera. To wszystko? Takie życie nie miałoby sensu. Musiało być coś więcej.

 

W poszukiwaniu sensu

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Irenka koleżanka z pracy i powiedziała, że przed chwilą rozmawiała z naszą wspólną znajomą, która zaprosiła ją na kurs Alpha. Ta nasza wspólna koleżanka już kiedyś, zapraszała mnie na kurs. Wtedy jej odmówiłam. Przestraszyłam się jakiejś kolacji w kościele, wyobrażałam sobie straszne drewniane stoły, wielkie ławy, siedziska… Wystraszyłam się. Tym razem kiedy Irenka podczas rozmowy telefonicznej wspomniała, że mogłybyśmy pójść razem, ucieszyłam się z tej propozycji. W ogóle nie analizowałam, myślałam tylko: „idziemy na kurs”.

To był marzec 2011 roku. Nie miałam żadnych wyobrażeń na temat Alpha, zupełnie nie wiedziałam, co tam się będzie działo.

Byłam bardzo zdumiona informacjami, które usłyszałam na temat Jezusa. To było fascynujące i wzruszające. Chodziłam na te wszystkie środowe spotkania z wielką  radością. Czułam, że to jest moja droga. To jest ten czas, z którego powinnam jak najlepiej skorzystać.

Na kursie Alpha każde słowo poruszało moje serce. Wykłady pobudzały do rozmyślań. Zaczęłam analizować swoje życie. Zrozumiałam, że nie szłam dobrymi drogami.

Zakończyłam Alpha z przekonaniem, że chcę pogłębiać wiedzę na temat zagadnień, o których mówiono na kursie. Liczyłam, że to pozwoli znaleźć mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

„Jestem szczęśliwa”

 Niezwykłym doświadczeniem było to, co zdarzyło się na pastoracie (grupa duszpasterska w toruńskiej wspólnocie „Dom Zwycięstwa”). Prowadzący spotkanie zaczął od „Kazania na górze”. Wymieniał Chrystusowe błogosławieństwa: „Szczęśliwi ubodzy w duchu…, Szczęśliwi, którzy cierpią udrękę…, Szczęśliwi łagodni…, Szczęśliwi, którzy są głodni i pragną sprawiedliwości…, Szczęśliwi miłosierni…” Kiedy powiedział: „Szczęśliwi, którzy mają czyste serce, ponieważ oni będą oglądać Boga” – zamarłam. Te ostatnie słowa były niezwykłe, poruszyły moje serce. To była odpowiedź na moje pytania, postawione przed laty.

Tylko życie zgodne z tym czego oczekuje od nas Bóg, daje szczęście. Szczęście to trwały stan ducha. To nie są jakieś chwilowe radości. Jeżeli mam czyste sumienie to  mogę powiedzieć – jestem szczęśliwa.

Po powrocie do domu otworzyłam Pismo Święte. Przeczytałam słowa, które cytował prowadzący pastorat. „Szczęśliwi, którzy mają czyste serce, ponieważ oni będą oglądać Boga”. Tak, to jest to.

Zaczęłam analizować swoje życie. Ile było w nim upadków, jak bardzo jestem poraniona…? Poniosłam, ponoszę, będę ponosić konsekwencje moich upadków. Jak z tym żyć? Przeszłości zmienić nie mogę… Czy z moich doświadczeń może wypłynąć coś pożytecznego? Wówczas pojawiła się taka myśl, że jeżeli będę miała okazję opowiedzieć innym ludziom, szczególnie młodym, historię mojego życia i ta opowieść trafi do ich serc, to w pewnym sensie będzie to kompensata tego mojego utraconego życia.

Prowadzenie

Przed nawróceniem nie miałam świadomości, że tak naprawdę życie mam od Boga. Dzisiaj odczuwam ogromną radość  komunii z Panem. Bóg jest ze mną codziennie od pierwszej chwili po przebudzeniu. Jestem przekonana, że jestem prowadzona przez Boga. Bóg odpowiada na moje pytania.

Podczas modlitwy zadałam Panu pytanie: „Boże dlaczego ja nie mogę Ciebie usłyszeć”? Później byłam w kościele na mszy św. i w ogłoszeniach parafialnych usłyszałam, że można kupić płytę CD z „Dzienniczkiem” Świętej Faustyny. Kupiłam płytę. Po powrocie do domu włączam CD i słyszę: „Jak człowiek ma usłyszeć głos Pana?! Skoro ciągle jest zajęty, myśli   o różnych sprawach. Uwaga jego jest rozproszona, nieskoncentrowana na Panu. Potrzebujesz ciszy”. Pomyślałam: „Ok. Dzięki, muszę nad tym popracować”.

Innym razem przeglądam w Internecie książki. Szukam jakiejś interesującej, którą mogłabym kupić. Spostrzegam tytuł „Jak rozpoznać wolę Boga”… (sic!). Uważam, że to jest właśnie prowadzenie. Taki krok po kroku. Kiedy zadaję pytanie, mam jakieś wątpliwości, myślę        o tym lub mówię. Bóg zawsze odpowiada.

Pan uzdrawia

Przed nawróceniem miałam koszmarne sny, w których zawsze pojawiał się straszny mężczyzna. Atakował mnie, wbijał nóż w plecy. To było tak realne, że po przebudzeniu czułam ból w plecach. Bałam się zasypiać.

Wysłuchałam kiedyś świadectwa młodej dziewczyny, która wspominała, że po wizytach        u bioenergoterapeuty była nękana przez złe duchy. Relacja dziewczyny uzmysłowiła mi, że od kiedy skończyłam kurs Alpha moje koszmary zniknęły. Zrozumiałam, że jestem chroniona, że zło nie ma do mnie dostępu. Alleluja.

Pewnego razu zostałam poproszona o pomoc przy sprzątaniu naszych wspólnotowych salek. Postanowiłam pomóc. W dniu kiedy miało być sprzątanie, obudziłam się z chorym kręgosłupem. Od lat miałam problemy z plecami. Mówię tak: „Jezu pomóż mi, bo ja naprawdę chcę iść”. Wtedy nic się nie wydarzyło. Postanowiłam pójść bez względu na konsekwencje zdrowotne. Przyjechałam, zabrałam się do pracy, dolegliwości ustały.

Nie kojarzyłam tego z jakimś uzdrowieniem. Myślałam, że to chwilowa zmiana. Kiedy się schylałam, coś robiłam, zachowywałam ostrożność. Opowiedziałam o tym zdarzeniu koleżance, która po jakimś czasie zapytała mnie: „Krysia, jak tam twój kręgosłup?” Odpowiedziałam, że nie boli. A ona na to: „No tak, bo jak Pan uzdrawia, to trwale”.

Krystyna Lampert ukończyła Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu – Wydział Prawa.

Przez dwa lata była sędzią społecznym. – Na szczęście tylko społecznym – wspomina. – Osądzanie ludzi to nie była praca dla mnie. Nie potrafiłam zachować kamiennej twarzy, często było mi smutno.

Obecnie pracuje na UMK, kieruje działem w administracji centralnej.

Tekst: Wojciech Bryll
Zdjęcia: Mateusz Mucharski
 

Pin Goog