Historia Andrzeja
„Istnienie stawało się bólem…”
W dzieciństwie bardzo mi imponowali starsi koledzy, którzy pili, palili, odsiadywali wyroki za rozróby i kradzieże. Stopniowo wchodziłem w to tzw. złe towarzystwo. Szybko stałem się w tym gronie prowodyrem. Robiłem akty wandalizmu, napady, dokonywałem kradzieży. Zdobyte w ten sposób pieniądze zamieniałem na alkohol.
Chodziłem do szkoły zawodowej, miałem praktyki. Prowadziłem takie podwójne życie. Z jednej strony starałem się skończyć szkołę, być dobrym uczniem, a z drugiej po praktykach zajmowałem się czymś innym. Wychodziłem na miasto z kumplami. Czasem kogoś pobiliśmy, czasem napadliśmy, piliśmy, kradliśmy w sklepach, robiliśmy włamania. Zacząłem mieć problemy z milicją.
Poszedłem do pracy. Starzy pracownicy (pracowałem wtedy w transporcie) pokazali mi, jak można kombinować i okradać zakład. Miałem z tego sporo pieniędzy. Nasiąkłem takim życiem i nie chciałem już normalnie pracować. Za różnego rodzaju machlojki miałem więcej pieniędzy niż z wypłaty.
Trafiłem do wojska, były ze mną problemy. Nie byłem przystosowany do takiego życia, jakie proponowało mi wojsko. Jednak stałem się na tyle obrotny, że jeszcze na „unitarce”(pierwszy okres szkolenia w wojsku do przysięgi) piłem ze starymi żołnierzami, biegałem z nimi po wódkę do miasta. Parokrotnie byłem przenoszony karnie z jednostki do jednostki. W każdej jednostce znajdowałem grupę żołnierzy, z którą mogłem pić i opuszczać nielegalnie koszary. Skutkowało to tym, że miałem wszelkie kary dyscyplinarne, jakie są w wojsku możliwe. Praca poza kolejnością, zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania, areszty, jednostka karna.
Narkotyki
W moim życiu narkotyki pojawiły się w 1979, może w 1980 roku. To były sporadyczne kontakty. Narkotyki nie były jeszcze w Polsce tak bardzo rozpowszechnione. Brałem wtedy tzw. „kompot” oraz różnego rodzaju leki psychotropowe.
W latach 80-tych przyjeżdżali do Polski na handel Rosjanie. Wszedłem z nimi w kontakt i właśnie od nich miałem dużo różnych narkotyków: opium, marihuanę, leki psychotropowe. Wpadłem na pomysł, aby zacząć tym handlować.
Handlarz
Dzięki kontaktom z rosyjskimi bandytami tzw. „rakietami” miałem dostęp do narkotyków przemycanych z Rosji. Przywozili mi duże partie towaru, który rozprowadzałem na polskim rynku. Zorganizowałem siatkę dilerów.
Później poznałem jeszcze innych ludzi związanych z narkobiznesem. Rozwinąłem handel na większą skalę. Zaopatrywałem Toruń, Gdańsk, Warszawę. Były z tego duże pieniądze.
Miałem pseudonim „Rusek”. Byłem poszukiwany przez policję. Bardzo długo nie mogli mnie namierzyć, ponieważ byli przekonani, że szukają Rosjanina.
Jednak któregoś dnia policja dotarła do miejsca, gdzie mieszkałem. W moim zatrzymaniu brała udział brygada antyterrorystyczna. Miałem wtedy 1200 dawek narkotyków, nie było tego dużo, bo spodziewałem się dopiero dostawy. Policja odtrąbiła w mediach, że moje zatrzymanie to sukces policji pomorskiej w walce z handlarzami narkotyków.
Literatura okultystyczna, karty tarota…
Wewnętrznie miałem niechęć do religii chrześcijańskiej. Nie rozumiałem ukrzyżowania, ofiary Jezusa. To była dla mnie bezwartościowa religia. Bóg, który daje się ukrzyżować jest Bogiem słabym. Dziś wiem, że moje serce potrzebowało Go.
Szukałem swojego boga w kultach dalekiego wschodu, New Age, zwracałem się do różnych okultystycznych nurtów: karty tarota, wróżby I Ching.
Był pewien okres, kiedy karty tarota zawładnęły moim życiem. Mówiły mi, kiedy mam dokonywać przestępstw, kiedy mam być ostrożny itp. Trudno mi było się z tego wyrwać.
Próby samobójcze
Cyganka przepowiedziała mi, że młodo umrę. Uwierzyłem jej. Pomyślałem, że skoro mam młodo umrzeć, to nie muszę się niczego obawiać. Stałem się zuchwałym bandytą. Brałem coraz więcej narkotyków i żyłem rozpustnie.
Taki styl życia doprowadził mnie do całkowitego wewnętrznego wypalenia. Czułem wielką pustkę i samotność. Istnienie stawało się bólem…
Miałem kilkanaście prób samobójczych. Podcinałem sobie żyły, brałem śmiertelne dawki środków psychotropowych… Kiedyś w więzieniu po wieczornym apelu podciąłem sobie tętnicę. Próba by się powiodła, gdyby nie oddziałowy, który nie wiedzieć czemu, po kilku minutach od zamknięcia kraty powrócił do mojej celi.
Miałem już tego wszystkiego dosyć. Nie widziałem żadnego sensu mojego istnienia. Życie po prostu było męką.
Początek
Trafiłem do szpitala na oddział detoksykacyjny. Po raz pierwszy przeszedłem cały odwyk - 18 dni. Postanowiłem pójść do ośrodka terapii uzależnień. Tam gdzie dostałem skierowanie nie przyjęli mnie. Stwierdzili, że jestem tak zdemoralizowany, że sobie ze mną nie poradzą. Tak trafiłem do ośrodka na ul. Tramwajowej w Toruniu.
Do ośrodka przychodzili jacyś dziwni ludzie. Odbywały się spotkania, które nazywali kursem Alpha. Zacząłem chodzić na ten kurs. Tak naprawdę nie interesowało mnie, o czym oni tam mówią. Przychodziłem, żeby się zrelaksować, odpocząć od ośrodkowych spraw. Wielokrotnie podczas spotkań wygłaszałem swoje opinie, że to co mówią to są jakieś głupoty, bzdury. Jednak za każdym razem kiedy się pojawiałem, byłem przez nich bardzo mile witany.
Pamiętam jedno ze spotkań, kiedy prowadzący Alpha zaproponowali uczestnikom, aby podczas modlitwy oddali swoje życie Jezusowi. Kilka osób zgodziło się na to. Później wspominali, że poczuli jakieś ciepło, radość, zadowolenie. Gdy zaproponowano mi, abym i ja oddał życie Jezusowi, obraziłem się na nich. Jak oni mogą mi coś takiego proponować. Uważałem siebie za satanistę – to była dla mnie obelga. Nie zgodziłem się.
Oddałem życie Jezusowi
W nocy dopadła mnie ta moja samotność. Leżałem na łóżku, nie mogłem spać. Pustka. To wszystko było tak silne, spotęgowane, że znów miałem wszystkiego dość.
Wtedy własnymi słowami pomodliłem się. Poprosiłem Jezusa, aby przyszedł do mnie, do mojego serca, żeby cokolwiek zrobił w moim życiu. Nic nie poczułem, nic się nie wydarzyło. Pomyślałem, że za te wszystkie moje bluźnierstwa, za to wszystko co uczyniłem, Bóg odwrócił się ode mnie.
Prawda była inna. Od tego wieczoru moje życie zaczęło się zmieniać. W ośrodku obowiązywał regulamin, którego przestrzeganie było częścią terapii. Miałem te zasady gdzieś. Pierwszym sygnałem zmian było to, że przyznałem się do swoich nieuczciwości. Ja, zatwardziały bandyta, powiedziałem o rzeczach, o których nikt nic nie wiedział. Dobrowolnie poniosłem konsekwencje. Dla mnie to był szok. Nie do pomyślenia, że coś takiego zrobiłem. Czułem, że muszę się ze wszystkiego oczyścić.
Inny
Nie potrafiłem sobie wyobrazić mojego nowego życia. Jak ono miałoby wyglądać? Nie znałem świata bez bandytyzmu, alkoholu i narkotyków.
Powróciłem do rodzinnego domu. Rodzice mnie przyjęli. Było mi początkowo bardzo ciężko. Zerwałem ze starymi znajomymi. Nie z wszystkimi od razu.
Spotkałem się z moim znajomym, który handlował narkotykami. Proponował mi różne lewe interesy. Słuchałem tego, o czym mówi, ale to było jakieś odległe ode mnie. Pomyślałem, że to już nie mój świat. Zakończyłem naszą znajomość. Zrozumiałem, że nie mam powrotu do starego towarzystwa.
Zacząłem poznawać nowych ludzi. Podjąłem normalną pracę, co było dla mnie czymś niezwykłym. Po tylu latach bandyckiego życia pracowałem za 600 zł miesięcznie. Dla porównania jako handlarz narkotyków potrafiłem zarabiać do 3000 dziennie. Bóg zabrał mi chęć posiadania dużych pieniędzy.
Bóg kieruje moim życiem. Czasem nie zgadzam się z tym. Nadal mam własne koncepcje. Jednak za każdym razem przekonuję się, że to co ja planowałem, nie jest dla mnie dobre.
Bóg pokazał mi, że kocha mnie takim, jakim jestem. Nie jestem ideałem, nie jestem świętym. Nadal mi się przytrafiają różne grzechy, większe, mniejsze… Jednak zawsze wiem, że mogę do Niego wrócić. On nigdy mną nie wzgardzi.
Andrzej Jardel od 15-tu lat zachowuje trzeźwość. Na co dzień opiekuje się chorym ojcem. Jest członkiem zespołu prowadzącego kurs Alpha w Areszcie Śledczym w Toruniu. Należy do wspólnoty „Dom Zwycięstwa” działającej przy parafii św. Maksymiliana Kolbego w Toruniu.
Tekst: Wojciech Bryll
Zdjęcia: Mateusz Mucharski